OCZAMI RODZICA
Brzmi to strasznie. Przynajmniej dla mnie informacja o tym, że Zosia będzie jadła przez sondę była straszna. Zasadniczo jadła to dużo powiedziane... Przecież nie czuje smaku mleka. Nie musi wykonywać też żadnej pracy, żeby jej brzuch się napełnił. Nie powinno więc dziwić,
że najgorszy czas dla Zosi cały czas jest przed nią. Poza tym, że operacja, jak każdy zabieg przyniesie ból, to przyniesie jeszcze niemoc, niezrozumienie i głód. Zosia po ponad 5 miesiącach będzie zmuszona nauczyć się jedzenia na nowo. Tuż po operacji sonda ma zostać wyjęta
i zacznie się proces rozkarmiania. Dlatego podjęliśmy wszystkie możliwe starania, żeby jej ten proces ułatwić. Każdy rodzic może tego próbować,
a poza cierpliwością i odrobiną sprytu nic to nie kosztuje.
Proces karmienia u niemowlaka to odruch ssania połączony
z równoczesnym połykaniem. Zosia miała zakaz przyjmowania płynów, ale mogła dostawać smoka. Więc smoczek jest do dzisiaj jej nieocenionym przyjacielem i uspokajaczem. Problem w tym, że Zosia smoczka trzymać nie potrafi. Nie może wytworzyć podciśnienia, więc po kilku sekundach smoczek po prostu wypada. Często śmiejemy się z mężem, że jesteśmy niewolnikami Zofii i nie dość, że trzeba ją karmić sondą, podłączać strzykawki, wlewać do nich mleko to wszystko to musimy robić jedną ręką, bo druga ręka ma za zadanie trzymać smoka. Pani Ola jako logopeda pomogła nam wypróbować kilka smoczków i dopasować najlepszy dla Zosi. My używamy smoczka dynamicznego marki LOVI. Staramy się, żeby Zosia jadła ze smokiem, ale prawda jest taka, że dostaje go również w innych sytuacjach. Nie mam pojęcia czy to jej pomoże, ale głęboko wierzymy w to, że tak właśnie będzie. Że nauka ssania od podstaw po operacji byłaby dopiero tragedią. Może dzięki temu dodatkowemu wysiłkowi Zosi będzie łatwiej. I za to, że wychodząc ze szpitala mieliśmy taką wiedzę i taką świadomość zarówno Pani Oli jak i Pani Magdzie należy się ogromne DZIĘKUJĘ. Bo te wszystkie rozmowy o wpływie sekwencji na dalszy rozwój Zosi dały nam odpowiedzi na wiele pytań i możliwość świadomego działania.
Drugi temat, który w karmieniu sondą mnie martwił, to brak smakowania tego mleka. Bałam się, że może Zosia będzie miała za sucho w ustach, albo że nie w pełni rozwinie zmysł smaku... To było martwienie się na zapas, ponieważ Zośka wytwarza środowisko wodne dookoła swojej buźki. Zmieniamy jej śliniak za śliniakiem... A jeśli chodzi o "smakowanie", to bardzo często zdarza się, że podczas jedzenia pęcherzyk powietrza
z brzuszka mleko cofa i siłą rzeczy musi połknąć je jeszcze raz :)
A teraz konkrety. Zakładanie sondy nie jest trudne. Nie jest to coś, czego nie można się nauczyć. Moim zdaniem w głowie trzeba sobie to poukładać tak, że nie robimy dziecku krzywdy tylko mu pomagamy. Jeśli my tego nie zrobimy, to będzie skazane na szpital i profesjonalną opiekę. Ale naprawdę dziecko ma spędzić pół roku w szpitalu, bo my się czegoś boimy? Byłoby nietaktem powiedzenie, że sama doszłam do takiego wniosku. Tutaj nie sposób nie wspomnieć o pielęgniarkach. W moim sercu największe miejsce zajęła pani Małgosia. Może dlatego, że od pierwszego dnia rozmowa z nią dodawała mi otuchy. Czułam się przy niej bezpieczna, pewniejsza tego co robię. Nie bałam się, że zrobię coś źle. Wszystkie panie pielęgniarki pchały nas do przodu. Wspierały nas, namawiały do tego przełamywania granic. Na prawdę mam w głowie bardzo wyraźnie zapisane twarze niektórych pielęgniarek. Dzięki nim na oddziale panuje taka "swojska atmosfera". Nawet teraz pisząc to mam w sobie takie ukłucie tęsknoty, bo przez ten krótki czas zżyłam się z tym zespołem.
Pani Małgosia zgodziła się również na to, żebym udostępniła filmik
z zakładania sondy. Uważam, że nie da się lepiej pokazać jak się sondę zakłada. Sama na bazie tego filmiku uczyłam się wycinania plastrów
w domu. Ja nie znalazłam w sieci niczego podobnego. Jedyne czego może akurat na tym nagraniu nie widać i nie słychać to po pierwsze to,
że powinno się dziecku przechylić główkę do klatki. Oglądając filmy widzimy, że podczas intubacji pacjent ma odchylaną głowę do tyłu, żeby dostać się do płuc. Podczas zakładania sondy postępujemy więc na odwrót, bo chcemy dostać się do żołądka, a nie daj Boże do płuc. Nie ma
w filmiku wielkiej zmianki o sprawdzeniu, czy napewno jesteśmy
w żołądku. Sprawdzenie jest naprawdę proste, a metod jest kilka. Po pierwsze bardzo często zdarza się, że zawartość żołądka sama się cofa (taki przypadek jest na nagranym filmiku). W praktyce oznacza to, że po włożeniu sondy widzimy w niej białe mleko, lub przezroczystą wydzielinę. Jeśli wydzielina jest koloru żółtego to włożyliśmy sondę za głęboko. Jeśli nie dochodzi do samoistnego powrotu mleka to musimy odciągnąć zawartość strzykawką. Jeśli jednak jedyne co wyciągamy strzykawką to powietrze, to czekamy na moment odbicia strzykawki - czyli tłok strzykawki zacznie nam wracać. Można również dla pewności nasłuchiwać bulgotania w brzuszku. I ostatnia rada - w szpitalu tego nie robiliśmy, ale jest to naszą praktyką w domu. Po każdym karmieniu przepłukujemy sondę 3-4ml wody, żeby mleko nie zalegało w rurce.