SEKWENCJA PIERRE ROBIN

OPERACJA - PRZYGOTOWANIA

 

Rozpoczął się miesiąc operacyjny czyli luty. Nie mogę dłużej stawiać muru w głowie i udawać, że tego tematu nie ma. Nie ukrywam, że taką metodę działania stosuję od wyjścia ze szpitala. Dosłownie kilka razy zdarzyło mi się pomyśleć o tym jak będzie. Zawsze kończyło się panicznym strachem, łzami. Więc blokowałam sukcesywnie wszystkie myśli z tym związane. Myślę, że dla zdrowia psychicznego całej mojej rodziny to wyszło na dobre. Bo co by mi dało analizowanie tego wcześniej. Wprowadziłabym pewnie napięcie, stres i strach w struktury mojego domu. Nie mówię, że to dobre rozwiązanie. Każda z nas jest inna, każdy rodzic podchodzi do sprawy inaczej. Jedno jest moim zdaniem pewne - każdy się boi.

 

GŁOWA:

 

Ten wpis zacznę nietypowo od przygotowań psychicznych. Uważam, że jest to niemożliwe. Nie da się na to przygotować. Rozmawiałam ostatnio z panią psycholog na temat operacji, tego co czuję, jak do tego podchodzę. Niestety ulga była chwilowa. Wyrzucenie i nazwanie głośno wszystkich moich strachów było oczyszczające. Na pewno postawiłam też pierwszy krok do przodu. Myślę, że w dniu operacji nie będę przygotowana. Tak samo jak nie jestem na to gotowa dziś i tak samo jak nie byłam gotowa miesiąc temu. Ale zrobię wszystko co
w mojej mocy, żeby oswoić się z moimi myślami, lękami, obawami najlepiej jak się da. Bo przecież to nie ja jestem istotna. Ja muszę być siłą, opoką i bezpieczną przystanią dla mojej córeczki. I to jest mój cel. 
 

Czego się boję? Paraliżuje mnie myśl, że będę musiała "przekazać" Zosię zespołowi i że będę sama pod salą operacyjną. Przeraża mnie to, co będę wtedy czuła, ten czas który będzie wiecznością. A wiem co to znaczy, bo te same emocje odczuwałam w szpitalu gdy się urodziła
i NIGDY PRZENIGDY nie chciałabym znowu tego czuć. I co potem? Jak to będzie wyglądało? Czy będę mogła być cały czas przy niej. Czy będę w stanie jej jakkolwiek pomóc? Czy dam sobie radę z rozkarmianiem. Ale wiecie czego boję się najbardziej? Boję się jej bólu. Boję się bólu mojego dziecka. Tego, że będę musiała na to jej cierpienie patrzeć. Boję się jej strachu. Jej zdezorientowania po tym jak sonda zniknie,
a Zosia poczuje głód. Boję się, że będzie mnie z bólem kojarzyła. Że zapamięta to, że jej nie pomogłam. W większości pewnie to strach na zapas. Psycholodzy mogą tłumaczyć, że działa to tak i tak. Co z tego? Nie wiem co mówi teoria. Nie wiem jaka będzie praktyczna strona tych przeżyć. Może dlatego, że nie wiem - tak bardzo się boję. Mam 20 miesięcznego synka. Nigdy nie rozstaliśmy się na dłużej niż te 40 godzin podczas drugiego porodu. Boję się więc również tej rozłąki. I chociaż wiem, że mój mąż stanie na uszach, żeby Staś jak najmniej odczuł to wszystko, to strach w tym zakresie jest ogromny. Dlatego jestem wdzięczna za słowa wsparcia, za to że każdy pociesza i mówi, że będzie dobrze. Ale wiem, że nikt z tych osób nie chciałby się zamienić. Nie chciałby być w mojej skórze. Łatwo kogoś pocieszać, zaakceptować sytuację i mówić, że się rozumie jeśli obserwuje się wszystko z boku. I dlatego może jest gdzieś we mnie taka złość na to wszystko. Takie podejście, że nie do końca chcę rozmawiać o tym wszystkim. Często mówię, o tym że się boję i o tym co czuję. Podświadomie liczę, że słowa zwrotne przyniosą mi ulgę. Niestety tak się nie dzieje. 
 

Czy jest recepta? Ja jej niestety nie znam. Wiem, że nie ucieknę przed tym, co nas czeka. Wiem, że są mamy, które mi zazdroszczą, bo nasz przypadek nie jest wcale taki zły, a inni mają gorzej. Jednak każdy mierzy się ze swoim losem, a tego typu porównywanie nie jest moim zdaniem właściwe. Tak samo wartościowy jest strach mamy, która pierwszy raz daje dziecko do żłobka i panicznie boi się tego co będzie. Lub strach mamy, która zabiera dziecko na pierwsze szczepienie. Kurczę, dziś dla mnie te chwile są błahostką, ale czy to oznacza, że te emocje które wtedy we mnie były się nie liczą? Więc chyba po prostu możemy się bać. Nie musimy czuć się winni, że nie jesteśmy dość silni i dość odważni. Wiem jedno - dam radę. To będzie okropny czas, okropne wspomnienia i nigdy nie będę chciała do tego wracać. Ale dla moich dzieci zrobię i zniosę wszystko. Tego jestem pewna. Nie ma schematu, co muszę zrobić tam w szpitalu, żeby dostać ocenę sześć i naklejkę najdzielniejszej mamy. Dlatego tłumaczę sobie w głowie, że choćby nie wiem co tam się działo zrobię wszystko najlepiej jak potrafię. I może to wystarczy.

 

ORGANIZACJA:

 

Mieszkam pod warszawą i mąż dowiezie mi bez problemu rzeczy jeśli czegoś zabraknie. Dlatego szykuję się na tydzień - nie dłużej. Według wytycznych bagaż ma być dość mały, jednak według praktycznych rad mam wytyczne to jedno, a rzeczywistość to drugie. Na pewno wezmę walizkę i tak jak proponują mamy spakuje do walizki mniejszą torbę z niezbędnymi rzeczami, żeby można było szybko mieć przy sobie to co najpotrzebniejsze. Na razie wstępna lista wygląda jak poniżej, a ostateczną na pewno umieszczę jak będziemy już po.

 

PIELĘGNACJA:

pieluchy opakowanie 60szt,
chusteczki nawilżane 3 opakowania,
woda micelarna Mustella,
płatki bawełniane higieniczne,
Dermedic Baby krem - tym się codziennie masujemy,
płyn do kąpieli,
szampon do włosów,
ręcznik.


JEDZENIE:

mleko modyfikowane,
2 rodzaje butelek z dwoma smokami,
podgrzewacz,
na wszelki wypadek nasze sondy, nasze plastry, jedną strzykawkę do karmienia i jedną do przepłukania sondy,
wodę żywiec zdrój na której robimy mm, co by nie dokładać Zosi zmian "klimatycznych".

 

UBRANIA:

ochraniacze na ręce,
10x body kopertowe długi rękaw,
śliniaki x 8,
śpiochy/pajace odpinane x4,
skarpetki,

bluza rozsuwana ( nie przez głowę)
kocyk x2,
pieluchy muślinowe x 10.